Na polskim rynku funkcjonuje wiele ubezpieczeń. Część z nich jest obowiązkowa (tj. OC lekarzy, księgowych, doradców podatkowych, kierowców i wiele innych), a część dobrowolna np. ubezpieczenia na życia, AC kierowcy, ubezpieczenia majątkowe – no chyba, że dotyczą rzeczy kupionych na kredyt, to będziemy mieli formę „mieszaną” – niby dobrowolną, a jednak obowiązkową 😉 Ubezpieczenia są nam także „wciskane” przy różnych zakupach, zwłaszcza tych na raty. Często zapominamy później o nich, lub też nie zdajemy sobie sprawy z tego, że w określonej sytuacji możemy domagać się wypłaty odszkodowania, czy też wnioskować o zwrot zapłaconej składki. A to dodatkowe środki finansowe, które zamiast do ubezpieczonego, pozostaną w kieszeni ubezpieczycieli, dzięki którym mają się oni świetnie.
Przykładów takich „darowizn” na rzecz zakładów ubezpieczeń może być wiele, np. ktoś kupił pralkę na raty. Spłaca ją powiedzmy 2-3 lata. W międzyczasie został zwolniony z pracy, później znalazł nową (uff, bo przecież trzeba spłacać zobowiązania, m.in. te nieszczęsne raty za pralkę). Gdyby rzucił okiem do umowy, dowiedziałby się, że zapłacił m.in. składkę za ubezpieczenie od utraty pracy i że w takiej sytuacji, przez jakiś czas, np. przez 6 miesięcy, to zakład ubezpieczeń powinien spłacać kredyt za niego. Oczywiście nie ma to być motywacja do leżenia do góry brzuchem i nie poszukiwania nowego zatrudnienia, tylko do szukania go na spokojnie. Zresztą po to się zapłaciło składkę. Inny przykład: czasem zdarza się spłacić kredyt szybciej. W takiej sytuacji powinna nam zostać zwrócona składka za niewykorzystany okres ubezpieczenia, ale zwykle nikt jej nie zwróci, jeśli kredytobiorca nie złoży wniosku o jej zwrot, a jak kredytobiorca nie wie, że tak można, to plus dla ubezpieczyciela. Podobna sytuacja występuje, gdy wnioskujemy o wypłatę odszkodowania, a ubezpieczyciel odpisuje, że „nie, nie zapłacimy, bo…” ze względu na jakieś tam okoliczności np. spóźnienie z zapłatą którejś składki, ubezpieczenie wygasło. W tej sytuacji możemy, albo wykłócać się z ubezpieczycielem o wypłatę odszkodowania (jeśli naszym zdaniem jesteśmy jednak objęci ochroną ubezpieczeniową), albo zażądać zwrotu składek wpłaconych po wygaśnięciu ubezpieczenia (zawsze to coś).
Częstą praktyką zakładów ubezpieczeń jest też zaniżanie odszkodowań. Pamiętajmy, że z decyzją o ustaleniu wysokości szkody nie musimy się zgadzać i możemy się od niej odwołać. Nie ma ustalonego terminu, w którym możemy tego dokonać, a więc przyjmuje się, że mamy czas do upływu okresu przedawnienia, a zatem np. przy szkodach majątkowych – 3 lata. Po otrzymaniu niesatysfakcjonującej decyzji, zawsze warto najpierw odwołać się do zakładu ubezpieczeń, który ją wydał, przedstawiając własne argumenty na poparcie tezy, że odszkodowanie jest zbyt niskie. Czasem zdarza się, że zakład ubezpieczeń uzna nasze stanowisko (szczególnie, gdy będzie poparte rzetelnymi dowodami) i odpadnie nam spór sądowy. Gdyby jednak to nie nastąpiło, a różnica pomiędzy naszymi wyliczeniami i wyliczeniami ubezpieczyciela była duża, warto walczyć o wyższe odszkodowanie w sądzie.
Kiedyś prawo ubezpieczeniowe było traktowane przez wielu radców prawnych i adwokatów trochę po macoszemu. Na szczęście od ładnych kilku lat coraz więcej kancelarii specjalizuje się w tematyce ubezpieczeniowej co daje gwarancję, że pozew przeciwko zakładowi ubezpieczeń będzie napisany profesjonalnie, a sam zainteresowany sprawą uzyska w kancelarii wyczerpujące informacje nie tylko co do przebiegu procesu, ale także szans uzyskania korzystnego wyroku sądu.
Jeśli natomiast jesteście zainteresowaniu wzorami pism w sprawach ubezpieczeniowych zapraszam na tę podstronę.